Wizyta w Siedlisku i "wywiad" z sołtysem zdominowały wszystkie domowe dyskusje.
Każdy z domowników miał własną wizję tego miejsca. Najmniej entuzjazmu wykazywała mama Aleksandry. Jej zdaniem to był kiepski pomysł, by tam zamieszkać na stałe i codziennie pokonywać ok.70 km , a już zimą to przecież zupełny nonsens.Jej zdaniem najmądrzej byłoby odnowić wnętrze, ponaprawiać co należy w domu i na zewnątrz i zrobić z tego "letnią rezydencję".
Córciu, zacznij myśleć trzezwo- przecież tam nie ma szkoły, nie ma nawet jakiegoś punktu medycznego, a tym bardziej lekarza. Wszystko trzeba ciągać z miasta . A co będzie gdy dziecko
zachoruje, albo ty zachorujesz? Nie wiadomo nawet w lecie czy przyjedzie pogotowie, a zimą,
gdy będą złe warunki drogowe to tym bardziej nie ma co liczyć na przyjazd karetki.
W sumie niemal trzy godziny dziennie będziesz traciła na dojazdy I nie myśl, że Maciek gdy podrośnie będzie zachwycony mieszkaniem na wsi. A jeśli zapiszesz go na jakieś pozaszkolne
zajęcia to będą dni, gdy będziesz tam wracać tylko po to by się przespać i zaraz rano jechać
z powrotem.
No ale przecież tata też tam mieszkał - argumentowała Aleksandra.
Tak, tak, do ukończenia podstawówki, a potem wpierw mieszkał u ciotki w mieście, potem
w akademiku no a potem to się ożenił - "z miastową". I tyle na tej wsi wysiedział.
Zastanów się dobrze, żebyś potem nie żałowała i nie sprzedawała domu, w który włożysz dużo
energii i pieniędzy, a potem sprzedasz go za grosze.
Jedyne dobre rozwiązanie to wyszykowanie domu tak, by można było w nim spędzać całe
lato i weekendy, gdy będzie ładna pogoda, tłumaczyła Aleksandrze matka.
Po wielu burzliwych dyskusjach, Aleksandra postanowiła, że wpierw wynajmie jakiegoś
rzeczoznawcę,by ocenił stan techniczny domu oraz , choćby tylko orientacyjnie, koszt jego
remontu.
Bo niezależnie od tego, czy miałby to być dom letniskowy czy też całoroczny, to remont
jest niezbędny.
Jedna z koleżanek Aleksandry miała znajomego, który często bywał kierownikiem robót
budowlanych, poza tym był inżynierem architektem.
Po trzech tygodniach wydzwaniania i "ścigania" pana architekta, koleżance Aleksandry udało
się zaaranżować spotkanie w jednej z kawiarń w centrum miasta.
Pan architekt spóznił się niemal pół godziny, ale zagadane kobiety nawet tego nie zauważyły.
W pewnej chwili przy stoliku zjawił się facet z gatunku nijakich, czyli zupełnie nie wyróżniający
się spośród tuzina innych.
Koleżanka przedstawiła ich sobie i w chwilę potem pożegnała się, bo właściwie to spieszyła się
do domu.
Aleksandra wyłuszczyła "nijakiemu" całą sprawę, pokazała nawet odręcznie zrobione szkice
domku i całej działki.
Nijaki, który miał na imię Janusz, wykazywał całą sprawą niewielkie zainteresowanie.
W końcu wyciągnął z aktówki organizer i zaczął go przeglądać.
Aktualnie prowadził jedną budowę,która miała szansę być ukończona za miesiąc, może dwa,
musiał zrobić dwa nowe projekty i coś przeprojektować. O tym, by mógł pojechać na "włości" Aleksandry w weekend to nie było mowy,mógłby wykroić kilka godzin w środku tygodnia. Aleksandra przystała na to bez problemu, miała jeszcze trochę zaległego urlopu.
Umówili się, że pojadą w czwartek wcześnie rano, samochodem Janusza, bo po co jechać
w dwa samochody. Aleksandra miała czekać na niego o 7 rano pod swoim domem..
Mama Aleksandry, której zdaniem dobre ciasto łagodzi obyczaje i każdego faceta dobrze
nastawia do rzeczywistości, upiekła póznym wieczorem szarlotkę, przygotowała kanapki, rano
wstała wcześniej i przygotowała dwa termosy- jeden z kawą, drugi z herbatą, a gdy Aleksandra
już wychodziła z mieszkania wcisnęła jej do ręki wypełniony wszelakim dobrem koszyk.
Janusz czekał już na nią pod domem, w czyściutkim, olbrzymim samochodzie. Zabrał koszyk, wstawił do bagażnika i ruszyli.
A teraz - Janusz spojrzał na nią z ukosa- proszę patrzeć na drogę idącą w kierunku miasta, bo
gdy pani tam zamieszka, to pani o tej porze będzie tamtą drogą jezdziła. My, w pewnym sensie jedziemy pod prąd, więc jak pani widzi ruch jest stosunkowo mały.
W godzinach powrotów z pracy natężenie ruchu w stronę,w którą jedziemy będzie znacznie
większe.
Gdy z głównej szosy zjechali w drogę prowadzącą do wioski, w której stał dom, pan architekt
leciutko westchnął- nie chcę pani martwić, pani Olu, ale to zła droga, do tego pani domu można
dojechać inną drogą i choć będzie nieco dłuższa to będzie się nią szybciej jezdziło.
Wracając pojedziemy tamtą drogą.
Aleksandra z trudem otworzyła bramę wjazdową i zaraz usłyszała za swoimi plecami: "tę kłódkę
zaraz przesmaruję, pewnie nieco podrdzewiał zamek".
Gdy wjechał na teren,wysiadł ze swego wielkiego samochodu, zabrał Aleksandrze kłódkę z ręki
i zanurkował w czeluści swego wielkiego i bardzo pełnego bagażnika.
Aleksandra natomiast wyciągnęła koszyk piknikowy i pomaszerowała do domu, ale nim doszła,
dogonił ją, ostrożnie wyciągnął jej kosz z ręki, mówiąc, że od noszenia to jest on, a nie ona.
Ależ ja nie jestem wątłą panienką i od wielu lat muszę sobie ze wszystkim sama radzić- oburzyła
się Aleksandra.
Ale pan architekt już jej nie słuchał, obchodząc dookoła dom.
Strasznie wielki ten dom- stwierdził. Koszmar do ogrzewania, stwierdził beznamiętnym tonem.
No to wejdzmy do środka. Przy wejściu, tak jak i poprzednim razem buchnęła woń wilgoci.
Oboje zaczęli czym prędzej otwierać okna, a pan architekt zajął się oglądaniem stolarki okiennej.
Postukał w ściany i stwierdził - ściany z cegły, ale nie bardzo wiem dlaczego z zewnątrz całość
jest pokryta deskami.
Świetne kaflowe piece- stwierdził. Teraz takich kafli już nie ma. Ciekawe czy są sprawne. Jeżeli
pani pozwoli, to zaraz to sprawdzę. A jest tu jakieś zejście do piwnicy?
Aleksandra wskazała klapę w kuchni i wygrzebała z koszyka latarkę, ale on tylko machnął ręką.
Przyniosę zaraz swoją i coś do rozpalenia ognia.
Po chwili przyszedł z latarką wielkości średniego reflektora i sporą , wyładowaną torbą.
Zaraz zrobimy próbę ognia- powiedział z uśmiechem. Na podwórku widziałem koło komórki sporo patyków.
Po chwili już wyciągał z torby jakieś stare gazety, długie kominkowe zapałki a przyniesione
z podwórka patyki układał w piecu kuchennym a potem w jednym z kaflowych. Ogień pod kuchnią
rozpalił się bez problemu, ale z piecem kaflowym był kłopot, nie miał ciągu.
No tak, jak dom jest długo pustostanem to zawsze są kłopoty. No nic, zejdę do piwnicy.
W chwilę potem dotarło do Aleksandry soczyste, ale względnie cenzuralne przekleństwo, a
pan architekt wychynął z piwnicy z wielce niezadowoloną miną.
W piwnicy jest bardzo mokro i bardzo wilgotne są ściany, co dobre nie jest.
To duży dom ale cała lewa strona piwnicy jest podmokła. Po lewej stronie jest niemal sucho, stoją tam jakieś stare beczki i jest jakaś szafa bez drzwi i pleców.
Wiem co to jest, to pewnie służyło do suszenia zapasów na zimę- podpowiedziała Aleksandra.
Pewnie wtedy jeszcze w piwnicy nie było wilgotno- podsumował pan Janusz.
Ale teraz wyjdzmy może na podwórko, bo siedzenie w tej wilgoci nie posłuży ani pani, ani mnie.
Wychodząc z domu Aleksandra wzięła zapakowany w worek koc i obrus.
Gdy wspólnie oczyścili stół i rozłożyli koc na ławie a obrus na stole, Aleksandra wyciągnęła
z koszyka zapasy.
Jak zwykle jej mama stanęła na wysokości zadania- w koszyku była turystyczna, jednorazowego użytku zastawa, obłędnie pachnąca cynamonem szarlotka, szklanki do herbaty, filiżanki do kawy
a nawet kolorowe serwetki śniadaniowe.
Ooo!- ucieszył się- w takich warunkach to ja lubię pracować.
To wszystko przygotowała moja mama, nawet nie wiedziałam kiedy to przygotowała, mama
zawsze o wszystkich dba- wyjaśniła Aleksandra.
Pani Olu- muszę pani zadać wiele pytań, niektóre będą nawet może nietaktowne. Muszę się
dowiedzieć wielu rzeczy- kto tu będzie mieszkał, kto jest właścicielem i ma decydujący głos
w sprawie remontu lub budowy oraz jak wygląda sytuacja finansowa całego przedsięwzięcia i
jaki jest stan prawny, potem jak pani sobie wyobraża ten dom, rozkład pokoi, jakie pani
potrzeby powinien zaspokajać.
To jest ogromna działka, właściwie mogłyby tu spokojnie stać dwa domy, gdyby nie ten pseudo
sad.
Gdy już Aleksandra skończyła odpowiadać na większość pytań, pan Janusz popatrzył na nią
uważnie i powiedział: proszę się nie obrazić, ale ma pani niedorzeczny pomysł.
Jest pani samotną matką, nigdy nie mieszkała pani na wsi, nie ma pani zielonego pojęcia ani o
ogrodnictwie ani o sadownictwie i chce pani mieć olbrzymi dom z olbrzymim ogrodem i sadem.
Ten dom powinno się tak naprawdę zburzyć i budować od nowa, a wszystko zacząć od
zdrenowania terenu. Niewątpliwie mógłbym się razem z ekipą budowlaną niezle obłowić, bo
to wszystko kosztowałoby panią naprawdę bardzo dużo pieniędzy.
Będąc na pani miejscu rozważyłbym sprzedaż całości, a przynajmniej domu i ogrodu.Sad
można przed sprzedażą odgrodzić i na razie go nie sprzedawać. W sumie za sprzedaż dwóch oddzielnych obiektów dostanie pani więcej pieniędzy.
A jeżeli tak bardzo pani chce mieć dom z ogródkiem to trzeba wybrać osiedle domków jednorodzinnych na obrzeżach miasta, gdzie są doprowadzone niemal wszystkie media a ogród
nie wymaga zbyt wielkiego nakładu pracy i, co jest najważniejsze, można tam dojechać miejską
komunikacją.
Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży tego obiektu spokojnie kupi pani domek w takim miejscu.
Proszę spojrzeć- ten dom stoi właściwie poza wsią. Spokojnie mogliby tu panią napaść i nikt by nawet palcem nie kiwnął, bo po prostu nikt nic by nie zauważył.
Proszę się przespać z tą opcją, a jeśli się pani namyśli to zawiozę panią w takie miejsce i sama
pani porówna co lepsze.
Nie muszę się z tą opcją przesypiać, czuję, że i mama i pan macie rację. Ale nie pomyślałam o tym, bo wydawało mi się, że wystarczy remont. No i jakoś nie wpadłam na to, że rzeczywiście
dom jest niemal na odludziu a moi rodzice nie mieszkaliby tu cały czas ze mną.
No i musiałabym wziąć kredyt z banku, a na to nie mam wcale ochoty.
A jeśli ma pan jeszcze czas, to może dziś by mi pan pokazał to osiedle? Jutro co prawda też mam
jeszcze dzień wolny, no ale nie wiem kiedy pan będzie mógł się ze mną w tej sprawie spotkać.
Dobrze, pojedzmy dziś, ale mówmy sobie po imieniu, bo ja będę panią przedstawiał jako
swoją kuzynkę. Wypijmy jeszcze do końca tę kawę, zamiast bruderszaftu. Czy nie będzie ci
przeszkadzało, gdy nieco przekształcę twoje imię i z Aleksandry zrobię Olę?
Aleksandra to strasznie oficjalnie i zimno brzmi.
Wspólnie posprzątali , Janusz pozamykał w domu okna, zamknął piwnicę,pochował do bagażnika
to wszystko, co ze sobą przywiezli, na koniec potraktował kłódkę jakimś płynem i ruszyli
w dalszą drogę.