sobota, 30 kwietnia 2016

Nie ma dymu bez ognia- 5

Matka Marka przyjęła Julię niczym córkę. Gotowała  tylko to, co Julia lubiła, 
twierdząc, że to ważne z uwagi na dziecko.
Nie pozwalała  jej w domu sprzątać (kurz szkodzi dzieciątku), pilnowała by
przypadkiem niczego nie nosiła, martwiła się, że Julia do póznych godzin wieczornych pisze  swą pracę magisterską. 
A Julia "wychodziła ze skóry " by ją jak najszybciej napisać i obronić jeszcze
przed rozwiązaniem, przewidzianym na drugą połowę lipca. 
Promotorowi powiedziała, dlaczego tak się spieszy i ten był tak miły, że
mogła  z nim konsultować każdy, świeżo napisany rozdział. 
Marek niemal natychmiast dostał pracę, ale mimo tego rodzice Julii dawali jej
co miesiąc "pensję", twierdząc, że  przestaną, gdy już ona obroni pracę.
Julia zostawiała sobie pewną kwotę na swoje własne wydatki, resztę oddając
swej teściowej. 
Teściowa wpierw nie chciała tych pieniędzy brać,  "bo przecież Marek już daje
na wasze utrzymanie", ale Julia przytulając się do niej, słodziutko wyszeptała:
"mamo, jeśli nie będziesz tych pieniędzy brała, my wynajmiemy sobie gdzieś
mieszkanie".
Julia świetnie znosiła swój stan, w kwietniu miała zaliczone  absolutorium,
stron w pracy przybywało, termin obrony był wyznaczony w pierwszej dekadzie
lipca.
Teściowa, widząc jak bardzo Julia jest zajęta, szykowała wyprawkę, kroiła i
obrębiała tetrowe i flanelowe pieluchy, kompletowała kaftaniki, koszulki, kocyki ,
butelki, robiła sama sweterki i czapeczki, w komisach kupowała smoczki i
butelki. Od znajomej odkupiła drewnianą kołyskę .
Marek patrzył na to wszystko wielce zdumiony i wciąż powtarzał, że w tylu rzeczach to i troje mogłoby się wychować. Ale wtedy słyszał od  swej matki by był cicho, bo się na tym nic a nic nie zna.
Julia zaś miała wyrzuty sumienia, bo wcale a wcale nie cieszyła się z tego, że
za jakiś czas przybędzie  "jakieś dziecko" i cały jej świat "przenicuje".
Pewnego dnia, gdy przed południem była w domu sama z teściową, szczerze
powiedziała jej o swych rozterkach. Teściowa , która niewątpliwie była nie
tylko dobrą ale i bardzo mądrą osobą, wytłumaczyła Julii, że rozumie jej
uczucia, bo to nie była planowana ciąża i że zupełnie inaczej każda kobieta
czuje się psychicznie wtedy, gdy dziecko jest zaplanowane i wyczekiwane.
I prosiła, by Julia nie zatruwała się myślami, że zapewne będzie złą matką,
 bo nie oczekuje tego dziecka z radością.
Prawdopodobnie ukierunkowała przy okazji Marka by był bardziej czuły dla
Julii, bo od tej pory ten  zwracał się do żony nie per Jula, ale "słoneczko moje, skarbie, koteńku".
Pewnego popołudnia teść coś długo nie wracał do domu, wreszcie zatelefonował
i poprosił, by Julia wraz z Markiem koniecznie zeszli za 15 minut na dół.
Marek był zdumiony, ale nie zdołał się dowiedzieć o co chodzi, bo ojciec szybko
odłożył słuchawkę. 
Zaintrygowani tym telefonem zeszli na dół, a tam pod bramą wejściową stał
ojciec Marka z...nowiutkim wózkiem niemowlęcym. 
Wózek był z importu, głęboki , z dodatkowym wyposażeniem na "spacerówkę", w bardzo praktycznym granatowym kolorze.
Ojciec Marka nie był pewien czy to zdaniem Julii będzie dobry wózek , więc go kupił ale umówił się, że gdyby coś było nie tak, to go w ciągu godziny zwróci.
Julia była wielce wzruszona, bo jej teść jak dotąd nie poddawał się obłędowi
p.t "będzie dziecko". A tu -taki zakup.
Na początku lipca Julia obroniła pracę magisterską. 
Komisja jej "nie maglowała", bo Julia wyglądała już tak okazale, że chyba bali się, że prosto z sali zabierze ją karetka do szpitala. 
W tydzień pózniej rzeczywiście karetka ją zabrała do szpitala.
Poród trwał 35 godzin a Julia była tak umęczona, że jedyne czego pragnęła
to śmierci, byle tylko wreszcie przestały ją rozrywać bóle.  Wszystkie kobiety
przyjęte do porodu razem z nią, już zdążyły urodzić, a ona,leżąc wciąż na
sali porodowej musiała wysłuchiwać ich jęków i dzikich wrzasków. 
Dziwiła się bardzo, skąd one miały siły by tak głośno krzyczeć, bo ona to już ledwie oddychała.
W końcu podłączono jej kroplówkę i po pół godzinie i wypychaniu malca
z brzucha przez jedną z lekarek, dziecko przyszło na świat.
To był chłopczyk i to bardzo duży-długi i ciężki. Gdy tylko maleństwo owinęli
niczym mumię, pokazano jej synka. 
Julia nadal nic do maleństwa nie czuła, ale dla przyzwoitości obdarzyła go uśmiechem.
Nim zdążyli ją wywiezć z sali porodowej, Julia straciła przytomność, bo
dostała ogromnego krwotoku.
Z tego, co potem opowiedziała Markowi jedna z położnych, ta która zauważyła, że Julia straciła przytomność, rzucili jej tylko na brzuch okład z lodu i kłusem
zawiezli na salę operacyjną.
Wszelkie starania zatamowania krwotoku spełzły na niczym i po godzinie
otworzyli jej brzuch. 
Po tym tak bardzo długim porodzie i być może po tym wypychaniu dziecka, nastąpiła hipotonia macicy i podjęto decyzję częściowej histeroktomii.
Gdy Julia ocknęła się po operacji, zobaczyła, że przy jej łóżku siedzi Marek i teściowa, a miny mieli takie smutne, że Julia, jeszcze  wciąż nie za bardzo przytomna, pomyślała że pewnie dziecko umarło. 
Potem jej wzrok padł na stojak z kroplówką, z której kropelka po kropelce sączyła się do jej żył krew.
Gdzie dziecko? -zapytała cichutko.
Na sali noworodków, pózniej go zobaczysz- odpowiedzieli niemal chórem.
Julia odetchnęła.  Jestem taka zmęczona, spać mi się chce i  zamknęła oczy.
Marek na wszelki wypadek pobiegł po pielęgniarkę. 
c.d.n. 

 

piątek, 29 kwietnia 2016

Nie ma dymu bez ognia - 4.

Pierwsze dwa tygodnie "nowego życia" były dla Julii dość męczące.
Wprawdzie doceniała fakt, że nie musi codziennie zrywać się rano mało
przytomna z łóżka, ale wciąż nie mogła się w tej nowej sytuacji odnalezć.
Nie oszukujmy się - przy dwóch dorosłych osobach wcale nie ma w domu
dużo pracy.
Poza tym Marek nadal jadł obiady w pracy, bo nie uznawał  instytucji "drugiego śniadania", a siedzenie o kawie lub herbacie do popołudnia miłe nie było.
Twierdził, że obiady które im serwują są dobre i z całą pewnością mu nigdy
nie zaszkodziły.
Odwiedziła osiedlowy Klub Seniora i zapisała się na gimnastykę dla pań.
Zajęcia były dwa razy w tygodniu, cena wielce przystępna, pozostało jej
tylko zakupić karimatę do ćwiczeń. 
Sekcja turystyczna organizowała wycieczki po ciekawych miejscach stolicy 
oraz do muzeów. Wypady poza miasto były w planach, ale na razie szukano
firmy, która dysponowałaby niedrogimi  autokarami.
Julia zapisała się na najbliższą wycieczkę do Zamku Królewskiego, choć już
kilka razy była w Zamku.
Spotkała się z Lenką, która namawiała ją by poszukała jakiejś pracy na pół
lub ćwierć etatu,  tak jak ona. Lenka już od 2 lat była na emeryturze, ale
podjęła pół etat jako recepcjonistka w prywatnej przychodni. Pracowała
w różnych godzinach, bo przychodnia była czynna od 8 rano do 8 wieczorem.
Ale najlepiej byłoby gdyby Julia trochę wpierw  nacieszyła się wolnością .
Mogą razem pochodzić do kina, mogą również dla towarzystwa raz na jakiś
czas wyciągnąć Romka i właściwie mogłyby obie wybrać się do jakiegoś sanatorium.
No ale ja jestem zdrowa, po co mam jechać do sanatorium? Zresztą nikt mi 
nie da skierowania - stwierdziła trzezwo Julia.
Oj,oj,- Lenka pokciła głową z dezaprobatą - strasznie naiwna jesteś.
Pojedziemy po prostu jesienią do Krynicy albo do Muszyny. Albo do Polanicy.
Tam jesienią jest prześlicznie. 
Jak będziemy chciały to możemy trochę zabiegów wziąć odpłatnie a mieszkać będziemy przecież prywatnie, na kwaterze. We wrześniu są miejsca na kwaterach bo bachory już chodzą do szkoły, więc jest sporo wolnych miejsc.
Mam tam znajomą, bez trudu nam wynajdzie dwa pokoje w jednej willi.
Powiesz wcześniej Markowi, że lekarz kieruje Cię do  sanatorium, w sierpniu
pojedziecie razem na urlop nad morze, a po urlopie to on wpadnie w wir
pracy (przecież jest niezastąpiony) a my pojedziemy na "wywczas".
Zapłacisz za ten pobyt ze swego sekretnego konta i twój wszechwiedzący  mąż
nic nie będzie wiedział, że to prywatny wyjazd. 
Pomyślę o tym - zapewniła Lenkę. Ale wolałabym pojechać do Rymanowa. To na
tyle daleko, że Markowi nie zachciałoby się mnie odwiedzać.
Julia, przestań mnie denerwować - czy on cię kiedykolwiek odwiedzał jak byłaś
z dzieckiem  na wakacjach? Ja cię odwiedzałam albo twoja teściowa, ale nie on.
Wiesz  Jula, ty to miałaś wielkie szczęście, bo twoja teściowa to nie dość, że
była naprawdę bardzo dobrą kobietą to cię  kochała jak córkę.
Nie gniewaj się, ale była dla ciebie lepsza niż twoja własna matka. Zawsze ci jej
zazdrościłam. Jak będziesz jechała na cmentarz do teściów, to pojadę z tobą.
Tylko powiedz, ze dwa dni wcześniej, żebym nie wzięła dyżuru w ciągu dnia. 
                                                     *****

Rozmowa z Lenką obudziła wspomnienia Julii z wydarzeń, które miały miejsce wiele, wiele lat temu. Starała się jak najrzadziej wracać myślami do tamtego
okresu.
Bo nadal wspomnienia bolały tak, jakby to było całkiem niedawno. 
Marka poznała w dniu, gdy poszła sprawdzić wyniki egzaminów na SGPiS.
Podobał się jej i dała się poderwać. 
Na pierwszym roku "poratował" ją  skryptami, których nie mogła nigdzie kupić,
a jemu już nie były potrzebne. Nauki na tym pierwszym roku było sporo, więc
właściwie umawiali się co dwa tygodnie. Trochę się z niej śmiał, że taka z niej
pilna studentka.On był już na drugim roku i czuł się jak stary wyga. 
Podobało się jej, że nigdy się  w jej towarzystwie nie upił , pytał się czy może
przy niej zapalić papierosa, zawsze miał czyste ubranie i nie starał się ją
ukradkiem obmacać gdy stali blisko siebie  w tłumie. 
Gdy Julia już nieco  okrzepła na studiach, zaczęli się spotykać częściej i te
coraz częstsze spotkania zmieniły nieco charakter - coraz mniej było w tym
koleżeństwa, coraz więcej erotyzmu.
Ten pierwszy raz był w domku campingowym - wrażenia Julii były nijakie i
leżąc obok Marka zastanawiała się czego doświadczały jej koleżanki, że tak
bardzo zachwycały się aktem seksualnym. 
Zresztą nie tylko one się zachwycały - wystarczyło poczytać nieco "lektur dla dorosłych" by wręcz zatęsknić za tym.
Oboje byli w tej dziedzinie mocno jeszcze  niedokształceni i tu pomocną dłoń
podała Julii Lenka, która już miała pewne doświadczenie w tej materii i to za
sprawą sporo od siebie starszego partnera. 
Ową pomocną dłonią była  książka. Julia przestudiowała ją pierwsza i przed
następną wyprawą   (tym razem pod namiot) dała ją do postudiowania
Markowi. Trochę był oburzony/zgorszony, bo uważał, że jest dostatecznie
doświadczony, ale Julia poprosiła by jednak poczytał, bo dużo jest w niej
napisane o antykoncepcji, a przecież on chyba nie chce zrobić jej dziecka.
Wtedy Marek zapytał wprost o jej wrażenia i Julia szczerze powiedziała, że
była rozczarowana,może dlatego, że nie wiedziała czego ma się spodziewać.
Marek zabrał się skrupulatnie za studiowanie i następny raz był dopiero ze dwa
miesiące pózniej i nie  w warunkach "polowych" ale na wspólnych wakacjach
w okolicach  Warszawy, w wynajętej kwaterze. 
Julia długo się zastanawiała, czy studia Marka w tej  materii przebiegały tylko
teoretycznie czy może gdzieś na boku  praktykował, bo ten następny raz
był nawet niezły. Ale nigdy nie zadała mu takiego pytania.Marek tym razem wyraznie przedłożył potrzeby Julii nad swoje.
Oczywiście  jak większość młodych w tych czasach mieli trudności lokalowe
i gdy tylko Marek obronił magisterkę  zaproponował Julii by się pobrali.
Rodzice Marka stwierdzili, że młodzi mogą mieszkać na początku u nich, co
ma im umożliwić odkładanie pieniędzy na  własne mieszkanie.
Ten plan nie za bardzo podobał się Julii, chciała wyjść za mąż dopiero po skończeniu studiów. 
Marek nalegał, Julia odwlekała, aż nagle okazało się, że Julia chyba jest 
w ciąży. W pierwszym odruchu Julia chciała usunąć ciążę- absolutnie nie
była przygotowana na dziecko. Marek wpadł w szał - jak to? usunąć ich
dziecko? Jakim prawem, dlaczego? Przecież ślub wezmą  najdalej za 30 dni,
nikt się nawet nie domyśli, że to ciąża przedmałżeńska. 
Do lekarza Marek poszedł razem z Julią. Lekarz tłumaczył Julii ,że usunięcie
pierwszej ciąży to duże ryzyko, że potem może mieć poważne kłopoty
z zajściem w już chcianą ciążę. 
Następnego dnia Marek przyszedł do rodziców Julii, prosić ich o rękę Julii.
Byli nieco zaskoczeni a gdy matka Julii spytała skąd ten pośpiech, Jula
z anielskim uśmiechem powiedziała, że spodziewa się dziecka. 
Akcja zakończyła się niemiło, zdenerowana matka zwymyślała Julię od 
dziwek. 
Potem poszli do rodziców Marka i tu było zupełnie inaczej- matka Marka
utuliła spłakaną Julię, zapewniła, że z całą pewnością pomoże Julii 
w trakcie ciąży i potem przy dziecku by mogła spokojnie skończyć studia.
W 32 dwa dni pózniej odbył się ślub cywilny, na którym nie pojawili się
rodzice Julii, bo.....  ona sobie tego nie życzyła. Lenka i przyjaciel Marka
byli świadkami.  
c.d.n.