poniedziałek, 18 stycznia 2016

Twoje, moje, nasze cz.IV

Ela spędziła w szpitalu niemal miesiąc. 
Dziecina zamieszkała w inkubatorze, a Ela dochodziła do siebie po dość
skomplikowanej operacji.
Przez ten czas Pilot opiekował się Juniorem - po krótkiej awanturze dano
mu  zaległy urlop, po drugiej awanturze, tym razem z teściową, zabrał
chłopca do  domu. Ściągnął do siebie własną matkę, która zajęła
pozycję opiekunki domowego ogniska.
Odwiedził w szpitalu gabinet  ordynatora oddziału, na którym była
leczona Ela, a ponieważ wtedy nie było "ochrony danych osobowych" bez
trudu dowiedział się wszystkiego na temat stanu zdrowia  żony i córki.
Dziecko było w bardzo dobrym stanie jak na wcześniaka, samo oddychało
i już ssało pokarm.
Sam zajął się zmianą pracy  - jakby nie było ukończył dobrą uczelnię a
praca w turystyce była swego rodzaju rozrywką, do tego dobrze płatną.
No ale Pilot postanowił zakotwiczyć się w wyuczonym zawodzie, czyli
w handlu zagranicznym.
Nie zależało mu na wyjazdach zagranicznych, co bardzo ułatwiło
poszukiwania pracy.
Do Eli wysyłał krótkie sprawozdania z opieki nad Juniorem.
A Juniorowi, rozpuszczonemu przez Pilota bardzo podobała się niemal
nieznana dotąd babcia, która na wszystko mu pozwalała i mówiła do niego
per "mój skarbie".
W końcu Elę wypisano ze szpitala, a mała miała tam pozostać jeszcze
tydzień, a ona miała codziennie przyjeżdżać na karmienie. Ten tydzień
Ela mieszkała u rodziców, bo od nich miała bliżej do szpitala.
No ale wreszcie nadszedł dzień,  w którym wypisano maleńką ze szpitala
i Ela z ciężkim sercem i dzieckiem na ręku wróciła do  swego domu.
Jej ojciec już kilka dni wcześniej przywiózł łóżeczko i kilka innych rzeczy.
Przez chwilę w domu było  pełno ludzi, potem wyszli rodzice Eli, za nimi
matka Pilota razem z Juniorem by zrobić  zakupy i Pilot został sam z żoną
i maleństwem. Maleństwo już nawet miało imię- Alicja.
Imię to ona ma  dłuższe niż ona sama - zagaił pokojowo Pilot. Jest bardzo
maleńka, ale podobna  do Ciebie.
Ela milczała.
Słuchaj, rozwód nie ma sensu, te wszystkie kobiety  to nigdy nie było nic
poważnego ani ważnego, sam seks.
Ela spojrzała na niego jak na wariata.
Słuchaj, ja naprawdę chcę byśmy się rozwiedli. Nie mogę być z kimś, kto
dorywa  każdą napotkaną kobietę. Brzydzę się  ciebie i boję, że mnie
czymś zarazisz. Sam widzisz, nie pasujemy do siebie. Ty potrzebujesz
dużo seksu,  ja mało. I wiesz, to naprawdę smutne, że nic do nich nie
czułeś. Współczuję i im i  tobie.
Ela, pomyśl, mamy dwoje dzieci, nie możemy się rozejść, ja cię kocham!
Kochasz? zaśmiała się Ela. Mnie kochasz ale z tamtymi się pieprzysz.
Wybacz, ale ty chyba nie wiesz co to jest miłość. Przestań, bo za chwilę
powiesz, że uprawiałeś z nimi seks dlatego, że mnie kochasz.
Zastanów się co wygadujesz!
To lepiej ty się zastanów jak ma ten rozwód wyglądać i jak sobie dasz radę
z dzieckiem. Pilot wyraznie nabierał rozpędu. 
Bo jeśli chcesz rozwodu to Junior zostanie ze mną.
Ela zbladła, ale powiedziała spokojnie - o tym z kim będą dzieci zadecyduje
sąd, o podziale majątku także, bo w tym mieszkaniu są również pieniądze
moich rodziców.
A co do rozwodu -więcej o tym teraz nie będziemy rozmawiać. Wezmę
adwokata i to głównie on będzie sprawę prowadzil - ja z maleństwem nie
będę się włóczyć po sądach. A teraz to ja muszę nakarmić Alę, więc idz
stąd.
                                            *****
Nigdy nie zrozumiem wyroków sądów rodzinnych. Sąd zadecydował, że
ponieważ Junior jest już sporym chłopcem , to może wybrać u którego
z rodziców chce zamieszkać.
I dziewięcioletni  Junior , nawet nie mrugnąwszy okiem wybrał mieszkanie 
z ojcem.
Pilot był świetnie przygotowany do rozwodu - na zarzut Eli, że jego praca 
jest związana z wyjazdami, przedstawił dokumenty, że zmienił pracę.
Ponadto okazało się ,że w opiece będą mu pomagać rodzice, bo właśnie
przenieśli się pod Warszawę i on razem z Juniorem tam zamieszka. Nawet
zaprezentował dom i jego wyposażenie. W związku z tym nie będzie trzeba
robić podziału majątku, niech Ela z córeczką mieszkają w dotychczasowym
mieszkaniu.
Oczywiście on nie będzie zabraniał kontaktów Eli z synem i ma nadzieję, że
ona nie będzie utrudniała jemu kontaktów z córką. Alimenty - remis- każde
z nich wychowuje jedno dziecko.
Gdy słuchałam  tego wszystkiego, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że cała
sprawa została wpierw szczegółowo ustalona i zaklepana przez adwokatów
obu stron.
                                          *****
Mniej więcej rok pózniej okazało się, że Alicja, wskutek złego ułożenia w życiu
płodowym ma mniej sprawną lewą rączkę  i trafiła pod opiekę rehabilitantów.
A że wtedy były organizowane często wczasy rehabilitacyjne dla małych
dzieci z porażeniem mózgowym, dali Eli skierowanie na te wczasy. 
I tym sposobem Ela z dwuletnią już dzieciną trafiły na dwutygodniowe  wczasy.
Ela, która bardzo przeżywała, że Alicja  ma tę rączkę nieco mniej sprawną,
zobaczywszy ile problemów zdrowotnych mają małe dzieci przestała
tragizować.
Cały pobyt był dla niej przełomowy, o czym oczywiście przekonała się
znacznie pózniej.
Jeden z rehabilitantów był ze swoim czteroletnim synkiem. Gdy on zajmował
się cudzymi dziećmi mały był pod opieką kogoś z personelu, kto akurat miał
czas, lub kręcił się pod  okiem czekających na swe dzieci matek.
Mały wyraznie  upodobał sobie Elę a i Alicja zyskała jego aprobatę. W czasie
wolnym od  ćwiczeń lub innych zabiegów malec często bawił się z Alicją.
Alicja coś mu po swojemu opowiadała, a on sprawiał wrażenie, jakby wszystko
rozumiał.
W każdym razie przez niemal cały czas Ela miała koło siebie dwójkę drobiazgu.
Pewnego dnia ojciec malca zwierzył się jej, że on już dwa lata sam opiekuje
się dzieckiem bo jego żona zginęła potrącona przez samochód. Normalnie
w opiece pomaga mu siostra, ale musiała wyjechac służbowo, wiec musiał
małego wziąć ze sobą.
Ela była wstrząśnięta i bliska łez. W rewanżu zwierzyła mu się ze swojej,
jakby nie było, też smutnej historii.
Do Warszawy wracała już para przyjaciół.
W rok póżniej para przyjaciół została parą małżeńską. Ela wróciła do pracy
na cały etat, a nowy mąż okazał się wielce udanym "nabytkiem".
Równo dzielili się obowiązkami, mały Arti  zaadoptował Elę  nazywając ją
mamą a jego ojciec wystąpił z propozycją zaadoptowania Alicji.
O dziwo Pilot nie robił problemu - przez cały czas ani razu nie odwiedził
swej córki, a Junior, gdy kiedyś Ela przyjechała do niego, nie raczył nawet się
przywitać z matką.
I tym sposobem dzieciaki miały pełną rodzinę.
Gdy oboje byli już nastolatkami rodzice wyjaśnili im, że tak naprawdę wcale nie są  rodzeństwem, nie łączy ich żadne pokrewieństwo. Trochę się oboje
obawiali jak dzieci przyjmą tę nowinę, ale dzieci nawet się z tego ucieszyły.
Alicja zawsze się zastanawiała dlaczego Arti ma takie ciemne włosy, skoro
i mama i tata mają włosy stosunkowo jasne.
Ślub "rodzeństwa", po wyjaśnieniu kilku zawiłości  był naprawdę piękny,
choć  był to tylko ślub cywilny.
                              
                                   Koniec

sobota, 16 stycznia 2016

Twoje, moje, nasze

Dzień  powrotu Pilota z kolejnego wojażu był dla niego jednym wielkim
dniem zdziwień- zadzwonił do drzwi mieszkania wczesnym popołudniem, 
ale nikt nie otworzył i musiał odnależć swój klucz. 
Było to dziwne zjawisko, bo zwykle o tej porze Ela i Junior jedli obiad, a tu nagle nikogo nie ma w domu. 
Pomyślał.że zapewne poszli na obiad do rodziców Eli. Zajrzał do lodówki i
oniemiał - w lodówce było głównie światło i dwie rybne konserwy.
Ani jednej butelki ulubionej Mazowszanki, żadnego soku owocowego ani
jednego jajka. Półki za to lśniły czystością. 
Zamrażalnik też był pusty, pojemnik na kostki lodu takoż.
Pilot, który był głodny i tym samym zły, postanowił pojechać do teściów
"z karną ekspedycją"  - przecież Ela wiedziała,którego dnia on wraca, 
więc dlaczego nie ma obiadu a lodówka zionie pustką? W końcu ciąża to nie
choroba i mogła jakiś obiad ugotować. Niekoniecznie z trzech dań.
Obrażony i urażony zafundował sobie  taksówkę i pojechał do teściów.
Zadzwonil do drzwi. Po dłuższej chwili usłyszał szuranie kapci, trzask
odchylanej klapki "judasza" i wreszcie szczęk zamka.
W drzwiach stał teść - wyglądał jakoś staro i smutnie. Otworzył szerzej
drzwi, cofnął się do przedpokoju i powiedział -wejdz, skoro tu jesteś.
Pilot spojrzał na teścia i oznajmił- ja tylko  przyjechałem po Elkę i
dziecko.
"Zaraz pójdę po Juniora, bawi się u sąsiadki z jej wnukiem, zaczekaj".
"A gdzie Ela? Też u sąsiadki?" Ale teść chyba już nie słyszał pytania bo
pukał do sąsiednich drzwi. 
Po chwili do przedpokoju wpadł Junior, który uwiesił się  na szyi ojca. 
"Tata, a mama  przedwczoraj urodziła dziewuchę, wiesz? Dobrze,że już
jesteś, bo wcale mi się tu u dziadków nie podoba, strasznie nudno."
Pilota na moment zatkało, ale zaraz  zapytał teścia w którym szpitalu
leży Ela. 
"Nie wiem, bo mi nie powiedziano. Ela po prostu nie życzy sobie byś do
niej przyjechał. Podobno gdy wejdziesz do sypialni to wszystko sam
zrozumiesz". 
Pilot popatrzył na teścia jak na obłąkanego, potem kazał Juniorowi by
wziął wszystkie swoje rzeczy, bo wracają do domu.
Po drodze wstąpili jeszcze do  sam-u i razem z Juniorem zapełnili
koszyk tym wszystkim co obaj lubią . Do kompletu Pilot dołożył kilka
paczek mrożonek. 
Pilot usiłował dowiedzieć się od syna coś więcej na temat co się 
właściwie stało, ale Junior niewiele wiedział. W poprzednim tygodniu 
przyszła po niego do szkoły babcia i zabrała go do siebie, a jego rzeczy 
już u niej były. 
No a przedwczoraj mu powiedzieli, że mama urodziła dziewczynkę i że
na razie mama razem z dzidziusiem będą jakiś czas w szpitalu, bo
dziecko jest malusieńkie i jakiś czas musi być z mamą w szpitalu.
"Tata, ale dlaczego mama nie urodziła chłopca? Uczyłbym go jazdy na
rowerze i kiwania się z piłką. A z dziewczyną to nie ma w co się bawić!"
Pilot był tak oszołomiony tymi wieściami, że nawet nie bardzo wiedział
co ma odpowiedzieć synowi. 
Gdy dotarli do domu szybko wręczył mu przywiezione zabawki a sam
poszedł do sypialni, starannie zamykając za sobą drzwi. 
Wiedział, że chłopiec nie wejdzie  bez  zezwolenia.
W sypialni, na swojej  poduszce zobaczył pudełko owinięte w kolorowy
papier.Szybko zdarł papier i od razu wiedział co jest w środku. Zdjął
pokrywkę. Na wierzchu leżała kartka, na której Ela napisała:
"Znalazłam to przypadkiem przy porządkowaniu naszej szafy.
Chyba rozumiesz, że nie możemy dalej żyć pod jednym dachem. Mdli
mnie na samą myśl o Tobie.Gdy wszystko dobrze się skończy i oboje
z dzieckiem przeżyjemy, skontaktuję się z prawnikiem. W tej sytuacji
najlepszym rozwiązaniem będzie rozwód. A zdjęcia schowaj tak, żeby
Junior ich przypadkiem nie znalazł".
Pilot zmiął kartkę i wcisnął ją do kieszeni  a pudełko starannie, raz koło
razu okleił taśmą. Miał dobry pomysł przywożąc ją z któregoś wojażu.
Poszedł do pokoju syna i razem zaczęli budować domek z klocków LEGO.
Budowanie z klocków LEGO jest najlepsze na wszystko- można
budować i spokojnie myśleć o czymś innym  bo wszystkie klocki do
siebie pasują.  Co prawda  Junior co jakiś czas krytykował ojcowskie
zestawienia kolorystyczne, ale domek był coraz większy.
Wiesz synku, a my kiedyś sobie taki domek wybudujemy naprawdę.
To będzie duży dom, bo zrobimy tak, że każdy z nas będzie miał
swoją sypialnię i oddzielny pokój do pracy i będzie też pokój taki do
zabawy. I będziemy mieli ogród, ale taki bez grządek, tylko z drzewami.
I zbudujemy dla siebie domek na drzewie, taki z drabinką sznurową,
wciąganą do środka.
A mama też będzie miała oddzielną sypialnię ? I ta mała też?-dopytywał
się  Junior.
Wiesz synku, ja nie wiem tylko, czy mama będzie chciała mieszkać
w takim domku za miastem.
Junior zamyślił się i po chwili powiedział -mama nie lubi domów za miastem.
Dlatego nie chce nigdy pojechać do cioci Basi, do Wilgi. 
A tam przecież jest fajnie, nie ma grządek i wiesz, ciocia mówiła ,że
nawet grzyby jej rosną koło domu. 
Tato, a w takim domu można mieć psa, prawda?
No pewnie, że można - zapewnił go Pilot. A jakiego psa chciałbyś mieć?
Junior zamyślił się - najlepiej gdyby były dwa psy, jeden mały taki do
domu i jeden duży do pilnowania domu, ale żeby nie był na łańcuchu.
Tak jak u cioci Basi . Bo cioci Basi pies ma specjalną zagrodę i dużą
budę. Tata, a ja byłem w tej budzie w środku, ale nie powiedziałem
o tym mamie, bo krzyczałaby na mnie. 
Mama nie wie co to jest fajna zabawa- podsumował.
Tata, a mogę jutro zostać z Tobą w domu i nie iść do szkoły? Tylko
jutro, dobrze?
A co, masz jakąś klasówkę albo masz z czegoś być pytany?
Junior spojrzał w oczy Pilota-  słowo daję, że nie, ale się za Tobą
stęskniłem.
Pilot uśmiechnął się- no, dobra,  zostań.
                                         c.d.n. 

piątek, 15 stycznia 2016

Twoje, moje, nasze cz.III

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że kiedyś więcej osób trafiało na wydział
medyczny głównie z powodu umiłowania tego zawodu.
Lekarka, do której zwróciła się Ela, poświęciła dla niej swój prywatny
czas, bo jak wiadomo w przychodni trudno trzymać pacjentkę 
więcej niż dwadzieścia minut.
Zaznajomiła Elę z całą fizjologiczną i psychologiczną stroną zagadnienia,
uświadomiła jej, że  Ela nie jest workiem treningowym, że życie seksualne
w związku jest ogromnie ważne, ale wszystko musi być wspólnie omówione,
a   winę za zaistniałą sytuację ponoszą oboje i oziębłość Eli wynika ze złego
podejścia i niewiedzy Pilota.
Zaproponowała, by oboje udali się do poradni gdzie przyjmuje seksuolog,
jeśli oczywiście są zainteresowani polepszeniem wzajemnych relacji 
w swym związku.
Gdy Pilot następnym razem zjechał w domowe progi , Ela powitała go
stwierdzeniem, że to nie ona jest chora, ale on nie ma pojęcia o tym czego
potrzebuje kobieta i jeśli Pilot nadal chce być z nią  razem to muszą iść
razem do poradni. A jak nie, to będzie lepiej gdy się rozstaną.
Nie mam pojęcia co Pilot sobie pomyślał, ale fakt, że zgodził się na tę
wizytę.
Wizyt było kilka, wspólne i oddzielne, oboje wyartykułowali swe potrzeby
i  życzenia, odrabiali w domu  zadane "lekcje" i pomału ich wspólne życie
przestawało być dla Eli koszmarem.
Nastąpiło przysłowiowych siedem lat  tłustych.
Pierworodny Pilota miał już osiem lat, gdy Ela z Pilotem postanowili mieć
drugie dziecko - Pilot miał nadzieję na drugiego syna ( nie ma to jak
przedłużenie rodu Kowalskich czy Nowaków), a Ela po cichutku miała
nadzieję, że może tym razem urodzi się dziewczynka.
Teoretycznie każda z nas mówi, że  płeć nie jest istotna, że najważniejsze
by dziecko było zdrowe, ale każda kładąc rękę na brzuchu usiłuje odgadnąć
jakiej płci będzie dziecko, bo jedna marzy o maluśkim  chłopczyku, druga o
maluśkiej dziewczynce. To były czasy, gdy do samego rozwiązania płeć
dziecka była absolutną zagadką.
Tym razem Ela lepiej znosiła ciążę, czuła się dobrze, ładnie wyglądała i była
pełna optymizmu.
Junior wcale nie był zachwycony faktem,że za jakiś czas będzie w domu małe dziecko, zwłaszcza gdy mu  uświadomiono, że nawet jeśli to będzie chłopczyk
to wspólna zabawa braci szybko nie nastąpi.
Ela kombinowała jak przemeblować nieco sypialnię, by wygospodarować
miejsce na dziecięce łóżeczko.
Zadała sobie sporo trudu -zwymiarowała dokładnie wszystkie pokoje i ich
plany naniosła na papier milimetrowy. 
Następnie zwymiarowała wszystkie meble i w tej samej skali co  pomieszczenia, zrobiła z kartonu rzuty mebli.
Przez kilka wieczorów przemieszczała na planszy meble i w końcu
doszła do smętnego wniosku, że tylko wtedy w sypialni zmieści się
dziecięce łóżeczko, jeżeli  wyleci z niego szafa.
Po licznych  przymiarkach  ustalili, że szafa  stanie w przedpokoju, a nad wąską częścią przedpokoju stolarz zrobi pawlacz. W dużym pokoju jedna ze ścian będzie całkiem zabudowana -będzie to tzw. "żyjąca ściana", czyli rzecz
wielce wówczas modna, zwłaszcza w Europie Zachodniej.
Zestaw mebli "żyjąca ściana" wykonał znajomy stolarz rodziców Pilota. 
Pawlacz też wyszedł spod jego młotka. Teraz Ela miała za zadanie opróżnienie
szafy w sypialni, żeby można było ją wysłać na przedpokojową banicję.
Ela wojowała z rzeczami z szafy kilka wieczorów- w kącie sypialni gromadziła rzeczy, które będą w przedpokojowej szafie, inne umieszczała w dużym
pokoju. Na sam koniec  zostawiła sobie opróżnienie górnej półki, na której
były jakieś pudełka i sprzęt sportowy Pilota.
Znacie powiedzenie : "szukajcie a znajdziecie?" Tak naprawdę powinno ono 
brzmieć inaczej - "nie szukajcie, bo i tak znajdziecie".
Ela nie za bardzo mogła dosięgnąć do tej górnej półki, więc przystawiła sobie
taboret. Część rzeczy po prostu wygarnęła na podłogę, ale  trzy ostatnie
zamknięte pudełka chwyciła razem i w chwili, gdy już stawiała jedną nogę
na podłodze, jedno z pudełek wypadło jej  z rąk i jego zawartość znalazła
się na parkiecie.
Ela spokojnie stanęła na podłodze, odstawiła pudełka na krzesło a sama
przyklękła by zebrać zawartość pudełka z podłogi.
Na podłodze leżały rolki wywołanych filmów, jakieś notesy i zdjęcia,które
przyciągnęły jej uwagę. I wcale nie dlatego, że była amatorką zdjęć typu
domowe porno, ale dlatego, że na wielu był jej ślubny mąż, golutki jak
go Bozia stworzyła a z nim równie nagie panie.
Ela poczuła się tak, jakby otrzymała cios w splot słoneczny. Wrzuciła szybko
zdjęcia do pudełka, pudełko zaś pod łóżko i postanowiła wszystko obejrzeć, gdy już Junior pójdzie spać. Dołączyła do niego pozostałe pudełka nie
sprawdzając na razie ich zawartości.
To była bardzo długa i ciężka noc. Ela dokładnie obejrzała zdjęcia z pierwszego pudełka po butach. Zdjęcia były robione w kawalerce Pilota, którą przecież
znała. Na niektórych nagie panie prezentowały wszystkie  swe sekretne zazwyczaj wdzięki, część zdjęć była robiona przy pomocy samowyzwalacza
a inne przez osoby trzecie i był to "reportaż z miłosnych igraszek".
Kilka zdjęć musiało być robionych całkiem niedawno, bo jej drogi mąż, który
rozbierał się przed obiektywem, ściągał z siebie koszulę, którą przywiózł
sobie z Włoch kilka miesięcy wcześniej.
Ela była tak zdenerwowana, że  nie uroniła  nawet jednej łzy. Ona, dla której
 wyraz "cholera" był najgorszym  znanym jej przekleństwem powtarzała w myślach: "ależ to sukinsyn".
Starała się opanować i zebrać wszystkie nagle rozbiegane myśli. Ze stosu zdjęć wybrała te, które były najnowsze - czas w którym były robione oceniła
na podstawie widoku starej kawalerki Pilota.
Gdy się stamtąd wyprowadzali opróżnili półki regału całkowicie, teraz stały tam
jakieś drobiazgi.
Zawartości pozostałych dwóch pudełek Ela już nie sprawdziła, nie miała na to
siły. I tak już zbyt dużo zobaczyła.
Całą noc nie zmrużyła oka,zastanawiając się co ma właściwie teraz zrobić.  Rano zatelefonowała do pracy, że się bardzo zle czuje i zapewne wezmie  zwolnienie lekarskie.
Była w siódmym miesiącu ciąży i nagle  jej świat rozpadł się na kawałeczki.
Około południa poszła do przychodni i bez trudu dostała zwolnienie.
Pilot miał wrócić do domu w połowie  następnego tygodnia i zrozumiała, że
do tego czasu ona musi podjąć decyzję co będzie dalej.
Po prostu nie umiała sobie wyobrazic dalszego pobytu pod wspólnym dachem.
                                       c.d.n.

czwartek, 14 stycznia 2016

Twoje, moje , nasze, cz.II

Po mało atrakcyjnym ślubie cywilnym, odbył się średnio wystawny obiad. Rodzice Pilota niepewnie spoglądali na swą synową. 
Rodzice Eli usiłowali podtrzymywać nie klejącą się rozmowę, aż nagle 
świeży żonkoś, w czasie deseru czyli tortu, poderwał Elę z krzesełka, 
po  czym wygłosił tekst "no to na nas już pora,  bo nam pociąg ucieknie" 
i nim Ela zdążyła  otworzyć usta ze zdziwienia, zaciągnął ją do szatni. 
Otulił sztucznym miśkiem, postawił przy drzwiach wyjściowych i kazał
czekać. W niedługim czasie podjechał taksówką, do której zapakował
Elę i pojechali do swej kawalerki.
W domu Ela usiłowała się dowiedzieć dokąd jadą i o której jest ten
pociąg i czy zdąży się zapakować, ale Pilot wyjaśnił jej, że pociąg to 
jest jego do niej i że cały dzień ledwo się powstrzymywał, żeby jej
nie zaciągnąć do łóżka- taki to pociąg. A poza tym, to on wziął kilka
dni urlopu i nie zamierza go tracić na pogawędki z rodziną ale spędzić
na pieszczotach.
Nie da się ukryć, że Ela była blado zielona w kwestiach damsko-męskich, 
a jej wiedza o antykoncepcji bazowała na mniemaniu, że aby zajść
w ciążę kobieta musi podczas pieszczot odczuwać wielką przyjemność.
A że jej raczej nie odczuwała, była pewna, że ciąża jest sprawą równie
odległą od niej  jak Tokio od Warszawy. Poza tym zaufała Pilotowi, że
"będzie uważał" - był od niej całe 5 lat starszy i jak zdawkowo kiedyś ją
poinformował, to już miał dziewczyny- dawno.
Niektóre to mają w życiu szczęście - w niecałe dwa miesiące po ślubie
Ela była w ciąży. I jakoś wcale nie była z tego powodu szczęśliwa -miała
żal do Pilota, że "nie uważał". Ale pilot był zadowolony i dumny z siebie.
Tłumaczył Eli, że skoro są małżeństwem to przecież ciąża jest rzeczą 
normalną, żeby nie powiedzieć, że pożądaną, a on stu procentowym
facetem wszak jest, więc jak się jedno do drugiego doda to fajnie jest.
Ale to nie on musiał iść pierwszy raz w życiu do ginekologa, nie on miał
poranne mdłości, nie jemu się rano kręciło w głowie i nie on jeszcze się
uczył.
Rodzice Eli nie tryskali entuzjazmem na wieść, że Ela zapewne jest w 
ciąży, ale mama chcąc dodać jej otuchy  poszła z nią do lekarza.
Albowiem były to czasy, gdy "prawdziwy facet" raczej nie prowadzał
żony do "takiego" specjalisty.
Lekarka, do której trafiła Ela była bardzo miła i kontaktowa, szybko
zorientowała się jak bardzo jej pacjentka jest "zielona", potwierdziła, że
Ela jest w ciąży i przy okazji udzieliła Eli wielu wyjaśnień na przyszłość,
żeby biedula nie  rodziła niczym królica raz po razie.
Dziewięć miesięcy w końcu minęło i dziecko zapragnęło się  urodzić.
Wszyscy jej wmawiali, że "taka mloda, to nawet nie zauważy, kiedy
urodzi" - niestety nie tylko ona to zauważyła ale i cały oddział, bo tak
ciężkiego porodu nie było od lat a Ela omal nie umarła z powodu krwotoku.
Dziecko też było wymordowane i Pilot z przerażeniem uświadomił sobie, 
że mógł stracić i  żonę i synka.
Po powrocie do domu przez kilka tygodni pomagała Eli mama, bo Ela wciąż
jeszcze była słaba.
A że wszystko mija, to w końcu wróciła do sił. Pracy miała mnóstwo, nadal
była na etapie urządzania mieszkania, bo w drugiej połowie ciąży faktycznie
dostali spółdzielcze mieszkanie, a że rodzice Eli dołożyli się finansowo
mieszkanie było typu własnościowego, więc o jedno M więcej niż lokatorskie,
przysługujące małżeństwu z jednym dzieckiem.
Pilot, który nagle zauważył, że zbyt mało zarabia, zmienił pracę i przerzucił
się na obsługę turystyki. 
Od wiosny do jesieni rzadko bywał w  domu, co nie martwiło zbytnio Eli.
Dzięki pomocy  swej mamy ukończyła zaczęte studium a nawet podjęła
pracę na pół etatu. Rocznego synka oddała do żłobka, choć Pilot był temu
bardzo przeciwny, twierdząc, że  sam zarobi na życie. Ale decyzja Eli
o oddaniu dziecka do  żłobka była przemyślana - kierowniczką tego żłobka 
była bliska znajoma jej matki, która tłumaczyła Eli, że powinna jednak
w jakiś  sposób starać się usamodzielnić, bo w życiu wszystko może się
przecież zdarzyć - człowiek dziś jest, a jutro może go nie być i nie zawsze
oznacza to akurat wdowieństwo.
Ela była nieco rozczarowana i życiem małżeńskim i macierzyństwem. Siebie
podejrzewała o całkowity brak uczuć macierzyńskich, bo była bardzo
zadowolona z  faktu, że dziecko większość dnia przebywa z dala od niej.
Z kolei panicznie  bała się ponownego zajścia w ciążę i każdy pobyt Pilota
w domu pomiędzy kolejnymi wyjazdami był dla niej udręką.
Jego wybujały temperament i egoizm w kwestii seksu przerażał ją i jeszcze
bardziej zrażał do pożycia.
Ela należała do  osób, które bardzo rzadko się komukolwiek zwierzały ze
swoich problemów życiowych - nie ufała żadnej z koleżanek, bo matka
kiedyś jej  zaleciła, by nigdy nie mówiła nikomu o swoich problemach,  a
tak zwane przyjaciółki od serca to zawsze są plotkary i wszystkie jej
tajemnice będą znane szerszemu ogółowi znajomych.
Najprawdopodobniej mama znała to z własnego doświadczenia. 
Każdy pobyt Pilota w domu wyglądał tak samo - uwielbiał synka i z każdego
wyjazdu przywoził mu kolejne zabawki i ubranka. Dwuletni maluch miał
zdalnie sterowane autko, rower dwukołowy "na zaś" a na co dzień
wymyślny wózek spacerowy, który wzbudzał sensację w  parku.
Ela bardzo nie lubiła tego wózka i na co dzień  używała stary wózek.
Ilekroć spojrzała na ten nowy myślała: dobrze ,że fontanny nie dodali.
Dla Eli Pilot przywoził koronkową "nieprzyzwoitą bieliznę", najczęściej
czarną lub czerwoną.  Narzekania Eli, że koronki ją łaskoczą, bardzo go
bawiły. Śmiał się, że Ela reaguje na te  ciuszki jak zakonnica.
Interesował się głównie tym, czy dziecko było cały czas zdrowe, za każdym razem mierzył go i ważył, ściskał, nosił i zapewniał o swojej wielkiej miłości.
Nigdy nie  pytał się jak przez ten czas czuła się Ela, czy daje sobie ze
wszystkim radę gdy on jest poza domem. 
Ela interesowała go tylko pod jednym względem - seksualnym. Narzekał na
jej brak entuzjazmu w tej dziedzinie i w końcu stwierdził lakonicznie,że powinna się leczyć, bo jej bierność w tej materii dokucza mu.
On jest wszak "zwarty i gotowy" a ona nie wykazuje chęci, więc albo jest
chora albo kogoś ma gdy jego nie ma w domu.
Ela popłakała się i wielce urażona opuściła małżeńskie łóżko zabierając swą
kołdrę i poduszkę.
Następne cztery dni pobytu Pilota były "ciche", bo Ela czuła się urażona,
a Pilot widocznie uważał, że to ona powinna go przeprosić.
Po wyjezdzie Pilota postanowiła pójść do lekarki, tej, która prowadziła jej
ciążę.
                                        c.d.n


środa, 13 stycznia 2016

Twoje, moje, nasze

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego,  że niemal każdy nasz czyn
ma wpływ na życie innych - tych, którzy są z nami związani węzłami
rodzinnymi i nie tylko .

Opowieść ma swój początek w czasach "słusznie minionych", za którymi
poniektórzy nadal po cichu  tęsknią. 
Rodzice pewnej osiemnastolatki zastanawiali się jaki prezent sprawić swej córce właśnie z tej okazji. Myśl ta zaprzątała im głowy już  kilka miesięcy
wcześniej - może "coś" z biżuterii? A może kupić dobry i drogi aparat
fotograficzny? A może elegancki, drogi zegarek szwajcarski i na jego
kopercie kazać wygrawerować odpowiedni napis?
Jedna z babć oświadczyła, że ona swej ukochanej wnuczce sprezentuje
stary, pamiątkowy, srebrny pierścień z opalem. 
Pierścionek był naprawdę bardzo stary, trafił do rodziny jeszcze w XVIII
wieku. Był duży, dość masywny, bo opal, który go zdobił był wielkości
kostki cukru,więc utrzymująca go oprawa musiała być odpowiedniej
wielkości.
Z całą pewnością nie nadawał się na to, by zdobić na co dzień kobiecą
dłoń, ale był ładny, okazały i wartościowy.
I wtedy przyszedł rodzicom pomysł, że zafundują córce wycieczkę za 
granicę.
Dziś wyda się to nieco śmieszne, ale wtedy specjalnego wyboru nie było-
po krótkiej naradzie ze znajomymi, ustalili, że rejs Batorym na Wyspy
Kanaryjskie jest raczej poza ich zasięgiem finansowym, ale jedna ze
znajomych pracuje w Centrali Handlu Zagranicznego i ta centrala ma
"wczasy zakładowe" na terenie NRD, więc znajoma wezmie ich córkę
na te wczasy w charakterze swej rodziny.
Wszystko się świetnie układało, bo panienka w maju  miała maturę,
w czerwcu urodziny, potem w lipcu egzaminy do jakiegoś pomaturalnego studium zawodowego, a turnus w NRD był w drugiej połowie sierpnia.
Matura przeszła niczym  burza, świeczki z okazji  "osiemnastki" gaszono
w szacownym gronie rodzinnym i panna aż zapiszczała z uciechy na myśl,
że wreszcie wyjedzie za granicę. 
Do studium się dostała i w drugiej połowie sierpnia służbowy autokar 
powiózł 30 wczasowiczów do NRD.
Grupa miała "zawodowego pilota", który znał dobrze język i to wszystko
co było przewidziane do zwiedzania.
Pilot był młodym, wysokim i strasznie chudym osobnikiem i, jak twierdziła
bohaterka tej opowieści, przystojny nawet był ale miał uśmiech rekina.
Ale ten "uśmiech rekina" dość rzadko się objawiał, bo człowiek chyba
wiedział coś o swym uśmiechu i pilnował się by zbyt często go nie
demonstrować.
Ogromnie mnie zaciekawiło jak wygląda taki "uśmiech rekina" -okazało
się, że  w czasie "szerokiego uśmiechu" widać było dziąsła górnej i
dolnej szczęki. No cóż, drobny feler.
Ale generalnie pilot świetnie się wywiązywał ze swych obowiązków,
był ulubieńcem damskiej części wycieczki i pod koniec drugiego tygodnia
Ela już nie dostrzegała tego rekiniego uśmiechu.
Facet był dowcipny, uprzejmy, zawsze pomagał w miarę potrzeby i tak
samo komplementował młode jak i starsze wiekiem wczasowiczki.
W trakcie wycieczek zaproponował Eli,  że porobi jej nieco "pamiątkowych"
zdjęć, a jak już wywoła film, to wtedy spotka się z nią, da jej wywołane
zdjęcia i  odpowiednie do nich klatki filmu. 
Gdyby to było dziś, Ela zapewne poprzestałaby na "foto-samoobsłudze".
Mniej więcej w miesiąc po powrocie z wycieczki, pewnego jesiennego
popołudnia do drzwi mieszkania  Eli i jej rodziców zapukał....."pilot".
Szarmancko cmoknął mamę Eli w rękę, wymienił męski uścisk dłoni z ojcem
Eli, na koniec Ela załapała się również na cmok w rękę.
Pilot szybko i składnie wymienił cel swej wizyty, nieco krygując się przyjął
zaproszenie na herbatę, pochłonął z zachwytem kawałek ciasta (dzieło
pani domu), przeprosił za niespodziewaną wizytę, galopkiem przeleciał się
przez swój życiorys, w końcu z przestrachem zerknął na zegarek, przeprosił
za tak długą a niespodziewaną swą wizytę, ucałował ręce pań, wymienił 
męski uścisk dłoni z panem domu, ukradkiem zdołał wcisnąć w rękę Eli 
małą karteczkę i zniknął. 
Cała wizyta trwała nieco ponad godzinę.Rodzice Eli byli niemal oczarowani
takim "młodym, wielce kulturalnym  człowiekiem", potem zajęli się przeglądaniem całkiem sporej ilości zdjęć z NRD.
Ela zajrzała ukradkiem w ściskaną w ręce kartkę - był tam nr telefonu oraz
trzy słowa: "błagam, zadzwoń do mnie".
Łatwo napisać "zadzwoń do mnie", ale wykonanie tej prośby było jednak
nieco trudniejsze -rodzice Eli od wielu lat czekali na podłączenie ich
okolicy do miejskiej sieci telefonicznej. Jedyna budka telefoniczna na ich
osiedlu miała tylko dwa stany - albo była zapchana i już nie przyjmowała
monet, albo była odcięta słuchawka  telefonu.
Zaradna Ela wpadła na myśl,że przecież telefon w domu ma  "babcia od
pierścienia", więc w dwa dni pózniej wybrała się popołudniem do babci, by
jeszcze raz podziękować za pierścionek a przy okazji skorzystać z babcinego
telefonu.
Jak pomyślała tak i zrobiła, w minutę zdołała się umówić z Pilotem, a babcia
wzruszona wdzięcznością wnuczki, obdarowała ją jeszcze dodatkowo
srebrną bransoletą w stylu wiktoriańskim.
Znajomość z Pilotem zaczęła nabierać kosmicznego wręcz tempa- widywali
się codziennie. Pilot nie ukrywał, że Ela bardzo mu się podoba, że jest
w niej zakochany i że byłoby najlepiej, gdyby mogli się szybko pobrać, by
wreszcie być razem. 
Przed Bożym Narodzeniem oświadczył się Eli dekorując jej palec pierścionkiem.
Tego samego wieczoru, w wynajmowanej przez Pilota  kawalerce Ela została
jego kochanką. 
Wieczór ten został na długo w jej pamięci, bo prawdę mówiąc przyniósł głównie rozczarowanie- zero przyjemności, sporo zażenowania i emocji.
Następnego dnia Pilot poprosił jej rodziców o zgodę na ślub. I to szybki
ślub, bo jeśli teraz się pobiorą, to w I kwartale następnego roku dostaną mieszkanie. A do tego czasu będą mieszkać w wynajętej kawalerce.
Ślub miał być  na razie tylko cywilny, a kościelny to może na Wielkanoc.
Zaskoczeni rodzice Eli  wyrazili zgodę, zresztą Ela była zachwycona,że
będzie mężatką, a na ślubie kościelnym i weselu wcale jej nie zależało.
W miesiąc pózniej w  dzielnicowym urzędzie odbył się  ślub, na którym Ela poznała swych teściów.
                                            c.d.n


piątek, 8 stycznia 2016

Pech?

W czasach gdy dorastała moja babcia życie było w pewnym sensie
znacznie prostsze. Każdy miał przydzieloną w życiu rolę do spełnienia.
Wiadomo  było, że rolą kobiet jest bycie żoną, matką, opiekunką
domowego ogniska, a rolą mężczyzny opieka nad kobietą i dziećmi,
zapewnienie im dachu nad głową i utrzymania.
A więc kobiety powinny były wychodzić za mąż, rodzić duuużo dzieci,
dbać o dzieci  i dom, szanować męża i wspierać go.
Oczywiście mąż miał być człowiekiem, który miał ustabilizowaną sytuację 
finansową, a więc musiał być starszy od żony- optymalnie z  dziesięć lat.
I takimi to opowieściami karmiono mnie w domu, bo wychowywałam się
w dziadków.
Ale wiele moich koleżanek wychowywanych w normalnych domach też
wysłuchiwało takich opowieści jako modus vivendi.
Modyfikacja  dotyczyła tylko wieku i pory wyjścia  za mąż. Czas na
zamążpójście plasował się albo  zaraz po uzyskaniu pełnoletności albo
po ukończeniu studiów. Wymogi wobec przyszłego męża też się nieco
zmieniły, różnica wieku pomiędzy małżonkami została lekko pomniejszona.

Tak prawdę mówiąc niewiele sobie moje  rówieśniczki robiły z tych 
wytycznych. 
Wiele  moich rówieśnic traktowało małżeństwo jako swego rodzaju
przepustkę do wolności od opieki rodzicielskiej. 
Większość  z moich szkolnych koleżanek  wychodziło za mąż przed
25 rokiem życia, by jeszcze przed trzydziestką już być po rozwodzie.
Ta liczba 25 lat była (po cichu) granicą tzw. "staropanieństwa".
W trakcie pogłębiania swych zawodowych umiejętności z zakresu
ekonomii , będąc już mężatką, poznałam przemiłą dziewczynę, która
była z tego samego rocznika co ja, z tym, że ona była ową "starą
panną". I co zabawniejsze była to jedyna niezamężna dziewczyna na
naszym roku.
Isia była bardzo zgrabną szczupłą brunetką i naprawdę bardzo dobrą
kumpelką. W krótkim czasie zaczęłam pracować tam gdzie Isia, a więc
spędzałyśmy razem sporo czasu i zaprzyjazniłyśmy się bardzo.
Isia miała wyrazny pociąg do żonatych facetów.
W czasie gdy się poznałyśmy była od kilku lat kochanką pewnego dość 
znanego ministra.
Na jej miejscu ja  byłabym bardzo nieszczęśliwa - para bowiem nigdy
nigdzie razem nie bywała, bo wybraniec Isi nie chciał skandalu ani
rozpadu swego legalnego związku, w którym był ojcem trojga dość
drobnych dzieci, bowiem najmłodsze przyszło na świat po roku 
znajomości jego z Isią.
Usiłowałam Isi wytłumaczyć, że jest to mocno niezdrowy układ, bo
facet jest nieuczciwy nie tylko wobec  ślubnej żony ale i wobec niej,
bo ją po prostu wykorzystuje. Ale Isia była głucha na wszystkie moje
argumenty, twierdząc, że jest uczciwy  wobec niej, bo już na
początku znajomości uprzedził ją, że nigdy nie odejdzie od żony.
No cóż, popukałam ją tylko w czółko i wzruszyłam ramionami. 
W końcu  to było jej życie, nie moje.
W kilka miesięcy pózniej Isia zatelefonowała do mnie do domu z pytaniem,
czy może na chwilę do nas "wdepnąć". Gdy wyraziłam zgodę była
u nas w ciągu 10 minut, czyli  zafundowała sobie taksówkę.
Isia wyglądała  jak ciężko chora- ręce jej  drżały, głos się łamał i nim
mi opowiedziała o co idzie, wypaliła dwa papierosy.
Czekałam cierpliwie kiedy wreszcie powie co się stało. 
Nagle Isia wyciągnęła z torebki....damski biustonosz i powiedziała:
"obejrzyj i popatrz na metki".  Obejrzałam i stwierdziłam, że jest to
biustonosz  marki austriackiej, rozmiar 80 C, kolor czarny, używany.
No i?.....zapytałam nieco zdezorientowana.
Isia spojrzała na mnie jak na niedorozwiniętą.
"To nie jest mój stanik, wiesz?"  
Patrzyłam dalej na nią , zapewne z głupią miną.
"Znalazłam go dziś w szafce łazienkowej w naszym mieszkanku.
Nie jest mój i pachnie cudzymi perfumami.
Przyjechałam nieco wcześniej niż B. Poszłam do łazienki
 by wziąć sobie szlafrok z szafki i zobaczyłam na jej podłodze 
ręcznik a  w nim był zawinięty ten stanik".
No i ? - zapytałam nieco głupawo.
"No i nic, zabrałam ten stanik, ręcznik  odwiesiłam na miejsce, zapakowałam
do siatki szlafrok, napisałam kartkę by do mnie więcej nie dzwonił, bo się
więcej nie  zobaczymy,  zostawiłam klucze i zatrzasnęłam  za sobą drzwi".
Patrzyłam na Isię i nagle zachciało mi się śmiać, tylko nie za bardzo było
z czego.
Iśka, dobrze się stało, to był od początku chory związek - powiedziałam.
Wykrzywiła usta w niby uśmiechu  - "teraz będę chyba jednak unikać
żonatych. A ten stanik to wyrzuć, proszę, do śmietnika. Widać  z niego, że
moja konkurentka ma cyce większe od moich".
Znów minęło kilka miesięcy i pewnego  dnia Iśka powiedziała mi, że poznała
jakiegoś młodego, początkującego reżysera. Nazwisko tego pana 
nic mi nie mówiło, zresztą zawsze omijałam kręgi teatralne z daleka. 
Isia nie mogła się wręcz nachwalić jaki to mądry, zdolny człowiek, ale....
z jego strony była to tylko przyjazń. Pocałunki które jej serwował były
wybitnie typu braterskiego, zero namiętności. Isia wychodziła ze skóry by
nastąpiło jakieś zbliżenie, ale pan reżyser był niczym góra lodu.
Nie wykluczam, że był osobnikiem o innej orientacji seksualnej, bo Iśka
była naprawdę ładna i zgrabna i większość facetów się za nią oglądała.
Wyjechali nawet razem na  wakacje, mieszkali w jednym pokoju i...nic.
"Cholera" - wściekała się Isia. "Mam chyba jakiegoś pecha. Jeden żonaty
drań, drugi jakiś impotent. A lata mi lecą."
Isia, chyba mocno zdeterminowana, zaprzyjazniła się z jednym z naszych
kierowców. Miły był z niego chłopak, nawet już nie  żonaty, po rozwodzie.
Dobre, że chociaż nie musiał bulić alimentów. 
Po jakimś czasie  przyjazń zamieniła się w miłość a Isia była bardzo
zaangażowana i zaczęła nawet  coś przebąkiwać o ślubie.
"Kierowca" zaczął bywać u Isi w domu zapraszany był przez jej mamę 
na  niedzielne obiady, a Isia wpadła na pomysł, że zaprezentuje go również
swej dalszej rodzinie, czyli kuzynce, która  była aktualnie w trakcie
rozwodu.
Pojechali  do Poznania, gdzie mieszkała kuzynka, byli tam kilka dni, a
kuzynka wcale podobno nie była zachwycona "Kierowcą". Krytykowała
wybór Iśki, twierdząc, że nie widzi w "Kierowcy" żadnych  zalet, no może
tylko jest dość przystojny.
W miesiąc pózniej  kuzynka Isi zatelefonowała do niej i poinformowała, że
ona i pan "Kierowca" zostali parą i zaraz po rozwodzie, który lada dzień
będzie orzeczony, wezmą ślub. 
Już nic z tego nie rozumiałam - nagle ta kuzynka zobaczyła jakieś walory
ukryte? Kiedy? I jakie? Isia chyba też nie mogła tego pojąć.

Doszłyśmy do wniosku, że Isia faktycznie ma jakiegoś pecha do facetów.
Isia już nawet nie dociekała skąd ta nagła miłość- miała wszystkiego dość.
W smutku pocieszał ją "obiecujący reżyser", oczywiście bezpłciowo.
Zdesperowana  Isia  postarała się  o pracę w centrali handlu zagranicznego delegującej  ludzi na zbiorowe kontrakty. 
W  trzy miesiące pózniej wyjechała. Miałyśmy teraz dość luzny kontakt, 
a gdy po roku przyjechała  "na chwilę" służbowo do Polski nie  udało się
nam spotkać, skończyło się na kontakcie telefonicznym.
Powiedziała mi, że ma nowego faceta, że zaraz po 
ukończeniu kontraktu wezmą ślub. 
A na najbliższe święta przyjedzie do niej jej mama by poznać
tego jej wybrańca. I nie był to ani rozwodnik ani "homo-niewiadomo".

W pół roku pózniej zadzwoniła do mnie szefowa działu kadr centrali, 
w której pracowała Isia.
Zadzwoniła, bo wiedziała, że się przyjazniłyśmy. Isia i jej narzeczony zginęli 
w wypadku samochodowym. Zginęli jadąc po Isi mamę, która właśnie
przyleciała do nich na święta.
Isia żyła jeszcze kilka godzin, jej narzeczony zginął na miejscu.
A ja od tego czasu bardzo nie lubię Iraku.