czwartek, 29 maja 2014

Czasami muszę......

pozbierać myśli. Zastopować ich gonitwę, poukładać wszystko w mózgowych szufladach.
I to może być dla czytających  dość nudne, jak to wszystkie porządki.
Kilka dni temu czytając pewien post nie mogłam wyjść ze zdumienia, że od opisanego przez
Atę zdarzenia minął już rok. Wydawało mi się, że to było całkiem niedawno, może raptem
kilka miesięcy wstecz - kilka a nie dwanaście!
Znów mi czas płata figle - dni mijają w szalonym tempie. Czas - to jest coś co mija, upływa,
a tak naprawdę,  tak naprawdę to go nie ma.
Brzmi paradoksalnie - a do tego czas , w naszym odczuciu, czas może się wlec niczym
chory  ślimak a czasami pędzić niczym rakieta kosmiczna.
Pamiętam jak to bywało w szkole - gdy nauczycielka zaczynała odpytywanie z zadanego
do nauczenia się na pamięć wiersza- lekcja zdawała się nie mieć końca.
Ale gdy już zabrzmiał dzwonek, przerwa mijała w oka mgnieniu. Rok szkolny ciągnął się i
ciągnął a wakacje - zawsze były podejrzanie krótkie. Dwa miesiące spędzane nad morzem
jawiły się niczym chwila. Należałam do tych szczęściarek,które przez cały okres szkoły całe
wakacje spędzały poza domem.
Gdy już dorosłam czas znów jakby przyspieszył, ale gdy siedziałam z dzieckiem w domu -
znów zwolnił. Nie narzekam, lubiłam być z małą w domu - miałam na wszystko czas - na
obserwowanie dzień po dniu jej rozwoju, uczenie jej wszystkiego co uważałam za stosowne.
I znów, w pewnym momencie czas dostał "szwungu" - dziecko poszło do szkoły, jakoś
szybko dorosło, wyjechało na stałe  z Polski.
Początkowo rozkoszowałam się "wolnym czasem", ale nic nie trwa wiecznie - znów czas
zaczął fiksować - pędził, stale było go za mało - i tak mi zostało do dziś.
I jeśli ktoś myśli, że w związku z tym u mnie w domu jest jak "w pudełeczku" a posiłki są
podawane regularnie i w wyrafinowanej formie- jest w ogromnym błędzie.
W pewnym sensie oczekuję by atomy, z których jestem zbudowana, dożyły spokojnie do
granicy 650 000 godzin (tyle trwa długie życie) w stosunkowo dobrej formie a potem
rozdzieliły się i stały  częściami innych rzeczy. Będę wtedy w wielu miejscach, tylko nie
sądzę abym była tam świadomie. Ale to mnie niezbyt frustruje.
Trochę mi smutno, że nie poznam wielu rzeczy - zapewne za mojej kadencji na Ziemi nie
dowiem się jak naprawdę powstaliśmy, czy jesteśmy jedynymi inteligentnymi istotami
w Kosmosie, czy UFO to zakamuflowane testy nowej, zaawansowanej tajnej broni, czy na
Marsie istniało życie? Czy kiedykolwiek NASA odtajni wszystkie zdjęcia wykonane przez
różne sondy kosmiczne? Czy na planetach, które są podobne  do naszej, jest życie takie
jak u nas?
W tym miejscu przypomina mi się bajka "Lato Muminków" i refleksja Mamy Muminka,
że tyle jest na świecie rzeczy dziwnych, ale czy musimy wszystko rozumieć?
Zauważyłam, że wiele osób, w tym wielu naukowców, dostaje drgawek na myśl, że życie
to seria  przypadków- wielu osobom myśl taka jest niemiła- woleliby by wszystko co nas
otacza, co się zdarza, nie było kwestią przypadkowych zdarzeń a wynikiem ukrytej przed
naszymi zmysłami zamierzonej kreacji.Zapewne łatwiej wtedy zwalić swe niepowodzenia
na ową tajemną siłę sprawczą.
Poza tym jakoś ciężko się różnym badaczom przyznać, że wiedząc coraz więcej- wiemy
jakby coraz mniej. Niemal każde nowe odkrycie rodzi następną niewiadomą.
To tak jak ze spoglądaniem  w nocne niebo - podnosimy wzrok ku górze i z dowolnego
miejsca możemy w pogodną noc zobaczyć aż? zaledwie? około 2000 gwiazd, przez
lornetkę można tę ilość powiększyć do 50000 a przy użyciu dwucalowego zaledwie
teleskopu - zobaczyć około 300000 gwiazd. Ale nadal nie zobaczymy wszystkiego, nie
zobaczymy wszystkich galaktyk, z których każda liczy przeciętnie około 100 miliardów
gwiazd. I tu kolejny paradoks - widzimy coś, czego już nie ma, co dawno zakończyło
swój żywot. Większość z nich spokojnie zakończyła swój żywot tylko niewielki ich
procent ginął eksplodując. Na szczęście dla nas Wszechświat to wielce przestronne
miejsce a w naszym zakątku  galaktyki nie ma  kandydatki na "supernową", czyli
gwiazdy dziesięć lub dwadzieścia razy masywniejszej od Słońca. Tylko takie gwiazdy
kończą swój żywot wybuchem.
Najbliższa  kandydatka, Beltegeuse, która przejawia pewną niestabilność i może
wybuchnąć, znajduje się 500 tysięcy lat świetlnych od nas, więc nam nie zagraża.
Nie wiem skąd u mnie na starość taki "pociąg do gwiazd" i do fizyki kwantowej. Nigdy
nie lubiłam fizyki, a gwiazdy - no cóż, lubiłam oglądać pogodne, nocne niebo.
Starość - to brzmi niemiło i jest niemiłe.
Dla młodych ludzie starzy stają się przezroczystą niedogodnością. Na pocieszenie -
kobiety ciężarne też jakby były przezroczyste, zwłaszcza dla facetów w autobusie.
W poniedziałek moje dziecko obchodziło 11 rocznicę ślubu. Nasza, wielce okrągła
wypada w  sierpniu. Ciągle nie  wiem jak to się stało, że wciąż jesteśmy razem. To
dziwne, bo mamy tak różne zainteresowania a poza tym w mojej rodzinie były same
rozwody. Przez to połowy swej rodziny nie znam. I wcale nie miał znaczenia wiek,
w którym zawierano  związek - nie wszystkie panny młode były tak młode jak moja
matka, która wyszła za mąż będąc jeszcze "pod paragrafem", były również nieco
zaawansowane wiekiem panny młode.
A małżeństwa i tak się rozleciały.
Wiadomo - małżeństwo jest instytucją, ale za mało jest w niej pracowników.