środa, 11 lipca 2012

Lusia - c.d

Lusia pamięta, że dość długo czekała na sprawozdanie swej przyjaciółki z wyprawy na jedno z przedmieść
stolicy.  Nie  zapomni wyrazu twarzy Hanki - było w niej tyle współczucia, że aż  się przeraziła. A Hanka tak była wstrząśnięta tym co zobaczyła,  że wróciła tam ponownie i wszystko dokładnie sfotografowała.
Lusia pamięta te zdjęcia - drewniana maleńka chałupka, dobudowane do niej z różnych krzywych desek nieduże komórki, deski w płocie każda z innej parafii, krzywo pozbijane, a na płocie - suszące się garnki gliniane.Cztery.
Na jednej ze ścian chałupki wisiała tabliczka z nazwą ulicy i numerem domu.  To był ten sam adres co w dowodzie rejestracyjnym.
Lusia oniemiała. Dopiero teraz zaczęło do niej docierać, że właściwie głównym atutem Jacka był jego wzrost. Zero wiadomości ogólnych, zero zainteresowań, zero poczucia humoru. Lusia pamięta swoje rozmowy z Hanką, która zupełnie nie trawiła Jacka, nazywając go od początku troglodytą.
Pamięta też, że  właściwie tylko on jeden się nią zainteresował, że zupełnie nie miała powodzenia wśród chłopaków.
A Jacek nie był wprawdzie orłem  ale to on został jej pierwszym kochankiem, choć za nic w świecie nie
mogła doszukać się w tym przyjemności. Należał do sprinterów zajętych tylko swoim startem i dotarciem
do mety. Opowieści Hanki o cudownych chwilach spędzanych z własnym mężem słuchała niczym bajki o
żelaznym wilku i wcale a wcale w to nie wierzyła.
Po wielu dniach przemyśleń i bicia się z myślami, postanowiła zerwać z Jackiem. Postanowiła wykorzystać
fakt, że Jacek stale bywał w jej domu rodzinnym, a jej nigdy nie zaprosił do siebie ani nawet nie powiedział gdzie mieszka, więc chyba nie jest to normalna sytuacja.
W odpowiedzi na zarzuty Jacek nagle, ni stąd ni zowąd oświadczył się. Powiedział , że nie tylko ją kocha , ale i także jej rodziców.
Lusia wciąż jeszcze pamięta jak ją zamurowało i ze 20 minut zupełnie nie wiedziała co ma powiedzieć.
Lubiła Jacka nie wiadomo właściwie za co, ale chyba nie kochała. Co innego jezdzic razem gdzieś pod namiot a co innego zamieszkać pod jednym dachem. Z drugiej strony większość jej koleżanek juz zmieniła
stan cywilny, Hanka już cztery lata była mężatką. I była zadowolona. Choć te jej opowieści o wspaniałym
seksie wydawały się Lusi  mocno przesadzone.
Lusia przyjęła oświadczyny Jacka, rodzice byli średnio zadowoleni z tego kandydata na zięcia. Potraktowali sprawę jak w przysłowiu- na bezrybiu i rak ryba.
Sukienkę trzeba było szyć nową, bo Lusia przestała być  wiotką istotą- "nabrała ciała", jak określała przytycie jej mama.Oba śluby i skromne wesele minęły szybko i bezboleśnie.
Rodzice Lusi oddali młodym dwa pokoje na górze. I właśnie wtedy po raz pierwszy Lusia zobaczyła swą
obecną sypialnię.Sypialnia była prezentem ślubnym od....teściowej, ale meble wybierał Jacek. I to połączenie sprawiło, że za nic w świece Jacek nie zgadzał się nigdy na wymianę mebli w sypialni. Do  rozpaczy doprowadzało ją odbicie małżeńskiego łoża w dużym lustrze toaletki, ciągłe zachwyty Jacka nad tym, jak świetnie on się prezentuje w stroju Adama  i jak świetnie wyglądają oni w tym lustrze podczas miłosnych chwil. A Lusia coraz częściej miała dość "spełniania  obowiązków małżeńskich" bo jakość się nie poprawiła, natomiast wyraznie wzrosła ilość. Na zapytanie Hanki "a jak teraz ? lepiej?' odpowiedziała zgodnie z prawdą- "tak samo, ale niestety trzy razy częściej". Hanka dała jej telefon do seksuologa.
W kilka miesięcy pózniej okazało się, że Lusia jest w ciąży. Wcale się tym nie ucieszyła, jeszcze nie była gotowa na dziecko. Jacek za to chodził dumny jak paw, informując o tym zdarzeniu wszystkich bliższych i dalszych znajomych. Lusia dobrze pamięta ten okropny czas - mdłości mordowały ją do piątego miesiąca ,
zero radości z faktu, że będzie w domu dziecko. Ogromnie bała się porodu,  miała bardzo złe przeczucia, była pewna, że tego nie przeżyje i osieroci dziecko. Przeżyła, ale w końcu zrobiono cesarskie cięcie, bo jej i dziecku groziło niebezpieczeństwo.
Wszyscy, oprócz Lusi byli zachwyceni maleństwem. Chłopczyk dostał na imię Filip. Przy dziecku pomagała Lusi jej mama.  Gdy Lusia wróciła do pracy z urlopu macierzyńskiego i wypoczynkowego, już była w następnej ciąży. Gdy się zorientowała, że coś nie gra , a lekarz potwierdził jej obawy, była zrozpaczona.
W pierwszym odruchu chciała ciążę usunąć, ale lekarz, "ludzki człowiek", wysłuchawszy jej historii pożycia
małżeńskiego zaproponował inne rozwiązanie - niech urodzi, a że też będzie tym razem   "cesarka", to on podwiąże jej jajowody w trakcie operacji. Lusia nie chciała już więcej dzieci, a wiadomo było,że każda ciąża będzie musiała być rozwiązywana chirurgicznie, więc wskazanie do zabiegu  było.
c.d.n.

Lusia - c.d.

Bogdan wydął usta w podkówkę, co miało zapewne wyrażać jego smutek, spojrzał na Lusię i wyszeptał: "no cóż, trzeba odłożyć na dwa lata". Pod Lusią ugięły się nogi, ale jednocześnie poczuła wielką  wściekłość - przecież nikt nie podpisywał kontraktu ot tak, w ciągu kilku dni,  z całą pewnością  wszystko było planowane od dawna, tylko Bogdan nic jej nie mówił. Miała ochotę trzasnąć go w twarz, przecież pomysł
ślubu wypłynął od niego, jej się tak bardzo nie spieszyło, nikt jej z domu nie wyganiał.
Lusia przełknęła  ślinę, ściągnęła nieco teatralnym gestem zaręczynowy pierścionek z palca i podała go Bogdanowi mówiąc : " zabierz ten pierścionek, żadne z nas nie musi w tej sytuacji czekać dwa lata na ślub."
Wcisnęła mu pierścionek w rękę i tupiąc głośno obcasami odeszła, cały czas mówiąc do siebie  w myślach: "tylko się nie porycz, tylko nie rycz, to sukinsyn, tylko nie rycz".
Bogdan patrzył na pierścionek i zastanawiał się co ma zrobić- biec za nią czy może jednak zostawić ją, niech ochłonie, a on wpadnie do niej do domu wieczorem i spróbuje sytuację załagodzić?
Lusia dobrnęła do postoju taksówek i kazała odwiezć się do stacji podmiejskiej kolejki. Bezmyślnie wpatrywała się w mijający za szybą krajobraz, czuła zupełną pustkę w głowie. Gdy wysiadła na swojej
stacji zaczęła się zastanawiać jak ma to powiedzieć rodzicom- przygotowania do ślubu  były na ukończeniu, goście zaproszeni. lokal zarezerwowany, suknia niemal całkiem gotowa. A ona uniosła się honorem i oddała Bogdanowi pierścionek i właściwie to ona zerwała zaręczyny. Gdy szła do domu przez las, czyli na skróty,
zaczęła płakać. I taka  zapłakana weszła do domu, siejąc popłoch.
Ojciec  był zachwycony, że ślubu nie będzie - matka zaś odwrotnie - uważała Bogdana za dobrą partię, był od Lusi kilka lat starszy, miał ukończoną już Akademię Muzyczną, znała jego rodziców i lubiła zwłaszcza jego matkę. Nie bardzo rozumiała argumenty Lusi dotyczące zerwania. Przecież ten wyjazd był z pewnością korzystny dla niego, dlaczego ona się wścieka?  że nie powiedział wcześniej? W czym problem?
Ale Lusia z uporem powtarzała, że czuje się oszukana i nie ma zamiaru być z kimś, kto ją oszukuje.
Bogdan nie pokazał się więcej, podobno w trzy dni pózniej wyjechał wraz z zespołem do Szwecji. Stosunki pomiędzy rodzicami młodych uległy gwałtownemu ochłodzeniu.
Przez kilka miesięcy Lusia nawet nieco żałowała swej decyzji i czekała na jakiś list od Bogdana, choćby na kartkę z pozdrowieniami. Ale Bogdan nie pisał.
Z czasem przestała wypatrywać listów, spotykała się z koleżankami i kolegami z pracy.  Ale z nikim nie umawiała się na randki. Mniej więcej po 2 latach poznała Jacka. Lusia miała kompleks wzrostu - miała 175cm wzrostu na  bosaka i  była uważana w tamtych latach za bardzo  wysoką kobietę. Wielu młodych ludzi było tego samego wzrostu co ona i Lusia bardzo  chciała mieć chłopaka wyższego od siebie. Jacek był wysoki, wyższy od niej całe 15 cm. Zaczęli się spotykać.Sprawa wzrostu Jacka przykryła w pewien sposób jego inne "niedobory" -  Jacek nie był typem intelektualisty. Pracował w zaopatrzeniu, nie czytał książek, czasem brał do ręki  "Ekspres Wieczorny", ale lubił jezdzić na wycieczki, był wesoły  i towarzyski. Nie pił,
bo jego pasją była jazda na skuterze. Lusia mu się podobała, chętnie przyjeżdżał do jej domu w niedzielę, interesował się pracą ojca Lusi, który był jubilerem, pomagał nawet w rąbaniu drewna do kominka. Matka  Lusi zaczęła nawet spoglądać na niego łaskawym okiem. Wprawdzie nie miał studiów ani się na takowe nie wybierał, ale był naprawdę miły. Lusia usiłowała dowiedzieć się czegoś o jego rodzinie i jedyne  czego się dowiedziała to tego, że Jacek  ma starszą siostrę, zamężną, która czeka na mieszkanie, a póki co to mieszka z mężem i dzieckiem u rodziców.  Jacek też czekał na mieszkanie w spółdzielni.
Któregoś dnia Lusi udało się zerknąć w prawo jazdy Jacka- prosty manewr- ojej, pokaż jak wygląda prawo jazdy, nigdy nie widziałam- i prawo jazdy wylądowało w jej dłoni. Lusia szybko zerknęła na adres domowy i dobrze go zapamiętała. Następnego dnia poprosiła przyjaciółkę, by pojechała pod wskazany adres i obejrzała wszystko dokładnie.
c.d.n.